Na szelest kroków starzec drgnął i zwrócił w stronę przybysza potworną swą głowę. Wtedy spostrzegł Florek, że mieszkaniec jaskini nie ma oczu; pozostało po nich tylko słabe, szczątkowe wspomnienie w formie dwóch powiekowatych fałdów skóry pod czołem. Dziwotwór nie widział go, lecz wyczuł słuchem jego obecność. Na twarzy jego spłaszczonej, półzwierzęcej, odbił się wyraz lęku. Mimowoli cofnął się od strumienia w głąb groty.
Florek chcąc go uspokoić, dotknął łagodnie jego ramienia. Ciało jaskiniowca przebiegł dreszcz trwogi a z piersi wydobyły się bełkocące, gardłowe dźwięki. Był niemy. By zdobyć jego zaufanie, strażnik wyjął z kieszeni kawałek chleba z cukrem i przytknął mu go do gęby. Stwór spróbował końcem języka i wydawszy parę razy dźwięk podobny do mlaśnięcia, ruchem głowy odmówił. Lecz widocznie zrozumiał przyjazną intencję Florka, bo teraz zachowywał się spokojniej i przestał drżeć na całem ciele. W pewnej chwili jego pletworęka zaczęła szukać styczności z gościem. Lubo z odrazą i wstrętem Florek podał mu dłoń na przywitanie. Uczuwszy w palcach rękę ludzką, mieszkaniec groty zadrżał ponownie. Twarz jego blado ziemista przybrała wyraz jakby pomieszania, wstydu i zażenowania. Lecz nie wypuszczał z uścisku dłoni Florka; owszem zdawało się nawet dróżnikowi, jakoby usiłował go do siebie przyciągnąć, jakgdyby pragnął bliżej zapoznać się z jego powierzchownością. Bo zaczął wykonywać przy pomocy swych zrośniętych nóg - ogona jakieś ciężkie, niezgrabne ruchy, które mu umożliwiły przesuwanie ręki wzdłuż ciała Florka. Rezultat badania widocznie bardzo go zadziwił, bo przez chwilę leżał nieruchomo na jednym boku i bełkotał coś silnie wzruszony. Wtedy strażnik odważył się na pytanie:
Strona:Stefan Grabiński - Przypowieść o krecie tunelowym (1926).djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.