Strona:Stefan Grabiński - Przypowieść o krecie tunelowym (1926).djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kim jesteś? Jak się nazywasz? Skąd się tu wziąłeś?
Odpowiedział mu kurczowemi ruchami pletworąk i ogona i kilkoma nieartykułowanemi dźwiękami. Potem przypełzał ku brzegom strumyka i zanurzył jedną rękę w jego nurty. Po chwili wyjął ja z powrotem i podniósł ku gębie. Florek z uczuciem obrzydzenia zobaczył, że starzec trzyma w palcach glistę; długi, tłusty robak wił mu się czas jakiś między błonami pletworęki, póki nie zniknął w otworze jego jamy ustnej.
Strażnik zrozumiał: miała to być odpowiedź wyjaśniająca przyczynę odmowy, z jaką spotkała się przed chwilą jego przyjazna oferta. Jaskiniowiec żywił się wyłącznie tem, co mu dawały skały i strumień: ludzkiego pożywienia zdaje się już nie uznawał.
Gdy Florek zamyślony spoglądał na zagadkowego swego gospodarza, wychyliła się z wody para płazów. Miały ciała obłe, na 25-30 cm. długie, barwy różowawo-cielistej, odnóża odległe, przednie o 3, tylne o 2 palcach, ogon wiosłowaty, z płetwą. Po obu bokach szyi czerwieniło się potrójne skrzele a pod cienką, przejrzystą skórą głowy widniały niby dwie kropki, zmarniałe doszczętnie oczy. Gdy rozchyliły lekko pyszczki, by zaczerpnąć powietrza, zabłysły w zielonej poświacie groty ich drobne, małe ząbki.
Zwierzątka, wynurzywszy się z wody, przypełzły do starca, który z lubością zaczął wodzić ręką po ich obłych ciałach. A one poddawały się chętnie tej pieszczocie, bo znać było, że do niej przywykły i że była im miłą. W pewnej chwili starzec i amfibje ulegli tym samym, dziwnym zmianom: ciała ich zaczęły nagle przybierać rozmaite barwy, dotychczas cielisty odcień ich skóry zmienił