Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Następstwa odnowienia stosunku z Kamą były fatalne. Wkrótce po mej ostatniej schadzce w domu Wierusza zaczęła Halszka skarżyć się na gwałtowne bóle w całem ciele. Przychodziły nagle, ni stąd ni zowąd i trwały nieraz przez parę godzin z rzędu bez przerwy, pozostawiając po sobie jako ślad ogromne wyczerpanie. Biedna dziewczyna moja wyszczuplała w przeciągu kilku dni w sposób zatrważający; na twarz jej pożółkłą nagle i wyciągniętą przez cierpienie wystąpił ceglasty rumieniec, w oczach płonęły trawiące ognie gorączki. Sztuka lekarska okazała się znów w tym wypadku bezradną. Przyzwani do łóżka chorej wybitni interniści, dr. Biegański i Mokrzycki stanęli wobec problemu nie do rozwiązania. Stwierdzili wprawdzie, że organizm panny Grodzieńskiej zdradzał zagadkową przemianę krwi, lecz przyczyny choroby i środków zaradczych podać nie umieli. Zrozpaczony uciekłem się ponownie do pomocy Andrzeja...
Było w same południe 24-go czerwca r. 1910. Straszliwa, biała od blasków słońca godzina trwa wciąż niezmienienie na zegarze mego życie...
Pamiętam, jak młode, zielone gałązki modrzewi pozdrowiły mię po drodze u wejścia do parku, jak przefrunęła mimo para ślicznych dzieci w pogoni za obręczą, jak zaczepił mię biedny kamlot z pękiem gazet pod pachą. Takie drobne, takie śmiesznie błahe szczegóły — a jednak — a jednak ktoś mi je kazał zapamiętać na zawsze. Silny, przejaskrawiony do barw obłędu obraz zdarzeń, które miały wnet potem nastąpić, rzucił otęcz promieni na wszystko, co je poprzedziło, i wciągnął w krąg swój