Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

symbolem wielkiego czynnika magicznego, który pod wpływem złej woli operatora zamienia się w trujący wicher astralny. Biada temu, w czyją stronę skieruje on swe zabójcze prądy!... Magja czarna jest w istocie swej kultem szatana, jest znienawidzeniem Dobra spotęgowanem do granic obłędnego paroksyzmu. Jest to stek świętokradztw i zbrodni, których celem znieprawienie do gruntu woli i natury ludzkiej a ideałem przekształcenie człowieka w ohydny koszmar demona! —
Namiętny ton, jakim Wierusz wypowiedział ostatnie słowo, sprawił na mnie wrażenie; czułem, że moc jego przekonania zaczyna mi się udzielać.
On tymczasem zdjął z półki bibljotecznej parę starych, w pomarańczowy safjan oprawionych tomów i, rozłożywszy je przede mną na stole, mówił:
— Znany był ten straszliwy proceder już jednemu z najstarszych ludów na ziemi, tajemniczemu szczepowi Akkadów w Azji, znali go starożytni Hindusi, Żydzi, Egipcjanie i Grecy; rozpętał się też istną orgją szału i zbrodni w ponurem średniowieczu. Znasz tę książkę? — zapytał nagle, podając mi gruby, drobnym gotykiem zapełniony foljał.
— Johannis Baptistae Portae „Magiae naturalis libri XX.“ — odczytałem stronicę tytułową.
— Niezwykła książka — mówił Wierusz, z pietyzmem przerzucając karty — Jedno z podstawowych dzieł starszego okultyzmu. A oto masz ponurego Glanvilla i jego „Sadducismus triumphatus“ — księga dziwna jak szaleństwo i groźna jak wizja opętanego. Obaj ci ludzie, lubo rozdzieleni czasem, narodowością i przestrzenią wierzyli mocno w potęgę czarów i kult szatana.