Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

sażoną po spartańsku tylko w najkonieczniejsze sprzęty, i pracownię — duży, za dnia jasno oświetlony słońcem pokój z parą wielkich gotyckich okien. Pozostałe dwie ubikacje zawierały bibljotekę, która przedstawiała się imponująco. Wszystkie ściany były pokryte literalnie od posadzki po strop książkami.
Korzystając z chwilowej nieobecności gospodarza, który poszedł wydać instrukcje co do wieczerzy, przejrzałem kilka bibljotecznych kondygnacyj, orjentując się w treści po tabliczkach, przybitych na półkach.
Przeważały dzieła treści filozoficznej. Z podziwem przekonałem się, że Wierusz posiadał prace niemal wszystkich największych myślicieli od czasów najdawniejszych aż do doby współczesnej. — Niemniej bogato przedstawiał się zbiór dzieł z zakresu psychologji i nauk przyrodniczych; nie brakło też książek poświęconych dociekaniom matematycznym i astronomji. Całą niemal ścianę drugiego pokoju zajęła „Wiedza Tajemna,“ najcelniejsze prace okultystów wszystkich wieków i narodów.
Właśnie odczytywałem tytuł na grzbiecie książki jakiegoś hinduskiego filozofa, gdy usłyszałem za sobą głos Andrzeja:
— Teraz proszę na wieczerzę. Na to — wskazał oczyma długie, w bronzowy safjan oprawne szeregi tomów — będziemy mieli czasu dość i potem.
Wróciliśmy do pracowni, gdzie zastałem już na stole dwie dymiące filiżanki mleka, świeży, pachnący chleb i wazkę z masłem; obok, na pięknie rżniętym w kwarcu talerzu czerwieniły się jesienne jabłka i winogrona.