Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
Maskarada.


Owej środy, 29. maja b. r. nie zapomnę nigdy. Świetna maskarada w domu Leżańskich wyryła mi się w duszy niezatartemi śladami. Zwłaszcza jej epilog nad ranem...
Halszka miała na sobie śliczne błękitne domino, w którem wyglądała jak wiosenny poranek. Ja wziąłem na się postać hiszpańskiego granda i intrygowałem ludzi maską stylizowaną à la czarny charakter.
Tańce rozpoczęto dopiero po północy. Oczywiście przeważał two-step i fox-trot. Nie lubię tych tańców; gdzieś, w stepie meksykańskim tańczone przez autentycznych gauchos i cow-boy’ów na tle podzwrotnikowej prerji, przy jarzącem się krwawo ognisku muszą sprawiać silne, bo stylowe wrażenie; w Europie na zwykłej, banalnej sali balowej rażą prostactwem i... wyuzdaniem. Halszka wie o tem i zapewne dlatego ograniczyła swe tury do minimum. Kochana dziewczyna...
Koło drugiej zauważyłem po raz pierwszy w szeregach tańczących czarne, smukłe domino, starannie zamaskowane koronką. Wkrótce przyłączył się do niej doża wenecki i odtąd prawie nie odstępował na