Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Byłem zdumiony. Wszystko, co powiedziała, było prawdą. Skąd ta kobieta znała tak dokładnie pewne szczegóły z mego życia? Tak niechętnie dzielę się niemi z ludźmi, że wydaje mi się wprost wykluczonem, by mogła je pozbierać u mych znajomych... Charakterystyka mojej osobowości była wprost świetną!
— Przejdziemy do ręki prawej — przerwała ogólne milczenie niepewnym trochę jakby od nagłego wzruszenia głosem — Ta u mężczyzny jest pozytywną i wróży przyszłość.
Z pewnym niepokojem podałem jej prawą dłoń. Ktoś szarpnął mię silnie za rękaw. Odwróciłem się i spotkałem błagalne spojrzenie Halszki:
— Dość tej zabawy, Jur! Proszę cię, nie pytaj o więcej!
— Zapóźno — odpowiedziałem szeptem — nie wypada mi już teraz cofać się.
— Linja życia — zaczęła wróżbiarka, śledząc uważnie rysunek mej dłoni — ma bieg szczególny.
I podnosząc ku mnie swą zagadkową, pod koronką maski ukrytą twarz, dodała dobitnie:
— Zrządzeniem wszechwładnego losu zbliżył się pan ku punktowi węzłowemu dwu przeciwnych sobie prądów; w chwili obecnej stoisz na płaszczyźnie wrogich sobie śmiertelnie wpływów. Jesteś jak wędrowiec na rozstaju dróg. Od decyzji pańskiej dużo zależy. Może czyjeś życie nawet?... A tu wije się pięknym, wyraźnym szlakiem „linja księżyca,“ zwana też „mleczną drogą;“ zapowiada liczne podróże na lądzie i morzu; dalekie Południe uśmiecha się panu: widzę dużo bujnych, egzotycznych kwiatów i złoty piasek pustyni. Lecz linja ta