Strona:Stefan Grabiński - Salamandra.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

zwykle zależy od poprzedniej; zdarzenia, które nam przepowiada, zawarunkowane są drogą, którą pan obierze pod wpływem jednego z wymienionych przeze mnie prądów... A oto „linja Fortuny,“ kapryśna, zwodnicza linja między „wzgórkiem Jowisza“ a „wzniesieniem Marsa.“ Ma pan wielkie powodzenie u kobiet i łatwo zdobywasz przyjaźń u mężczyzn. Lecz strzeż się człowieka o siwych włosach! Fałszywy to przyjaciel!...
Przeciągły, sardoniczny śmiech był odpowiedzią na ostatnią przestrogę. Obejrzałem się w kierunku, skąd zabrzmiał, lecz ujrzałem przed sobą same poważne, skupione twarze ludzi śledzących z zajęciem przebieg wróżby.
— Nie ufaj też pięknej jasnowłosej osobie, która chwilowo zdołała cię opętać.
Tu głos jej załamał się na chwilę, a ręka, którą oparła na przegubie mojej, zaczęła drgać w nerwowym ataku. Nagle powstała i, zwracając się wprost ku mnie, rzekła mocnym, przedziwnie wibrującym głosem:
— Szczęście, prawdziwe szczęście, rozkosz i bogactwo przyniesie panu z sobą inna kobieta. Dzień jej na horyzoncie pańskiego życia już zaświtał. Tamta nigdy nie zostanie twoją żoną.
Ostatnie słowa wróżby zmieszały się z okrzykiem Halszki. Blada jak płótno obsunęła się bez pamięci w moje ramiona.
— Wody! — zawołałem, rozglądając się bezradnie wokoło.
— Mamy lepszy środek — odezwał się tuż przy mnie spokojny głos doży — Niezawodny.
I przytknął do nozdrzy omdlałej flakonik z solami. Niemal równocześnie Halszka otworzyła oczy