Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Już przeszło — uspokajała go, uśmiechając się blado.
Wieczór ten jeszcze bardziej zblizył ich ku sobie. W sierpniu złożył Gniewosz oficjalna wizytę w domu jej ciotki, p. Z wisłockiej. Staruszka przyjęła go serdecznie. Słyszała już o nim wiele od bratanicy.
Odtąd był stałym gościem w domu przy Alejach Ujazdowskich. Dzień 10 września rozstrzygnął o ich losie. Tego popołudnia przyszedł Gniewosz wcześniej niż zwykle, bo mieli pójść razem do teatru. Ludwika powitała go smutna i zamyślona. Zapytana o powód podała mu list z pieczęcią z Sidney. Przeczytał. List był od jej matki. Pani Cecylja Krzemuska donosiła o niebezpiecznej chorobie męża i wzywała córkę do powrotu.
Gniewosz zwrócił list i spojrzał w jej oczy wyczekująco.
— Za tydzień odjeżdżam do Australji — oświadczyła cicho lecz stanowczo. — I zdaje się więcej do kraju nie wrócę.
Głęboka brózda rozorała czoło inżyniera.
— A co będzie zemną? — posikarżył się jak dziecko. — Ja dziś już bez pani żyć nie potrafię.
Jasne blaski zagrały w jej oczach. Ujęła mocno w swe dłonie jego ręce.