Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— A ona? A Krystyna?
— Czczę ją jak świętą, a panią kocham, Ludwiko.
— Więc pojedzie pan ze mną. Znajdzie pan zajęcie jako inżynier w kopalniach mego ojca. Cóż? Zgoda?
Patrzył na nią olśniony od szczęścia.
— Nie mogę uwierzyć temu, co słyszę.
— A jednak trzeba koniecznie — mówiła z uśmiechem na pół smutnym, na pół zalotnym.
— I chce to pani uczynić dla mnie jako dla przyjaciela?
— Może nietylko dla przyjaciela.
Zarumieniła się cudownie.
Gniewosz nie władnąc sobą, objął ją wpół i przycisnął do piersi.
— Ludwiko! Ludwiko najdroższa, chcesz zostać moją żoną?
Na ustach jej pocałunku spragnionych znalazł milczącą odpowiedź...
W parę dni potem w kościółku parafjalnym św. Szymona odbył się ich ślub. A nazajutrz odjechali ekspresem na Wiedeń.


Nie zatrzymali się nigdzie dłużej, bo zależało na pośpiechu. Jedną noc spędzili we