Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/124

Ta strona została przepisana.

została szalupę; wciągnięta w wiry wodne ginącego okrętu poszła za nim na dno. Gniewosz zachwiał się i stracił przytomność...


Gdy po wielu, wielu godzinach otworzył oczy, uczuł straszliwe pragnienie i rozsadzający czaszkę ból głowy. Upalne, podzwrotnikowe słońce przepalało mu ciemię. Słona, niemal gorąca woda oceanu przeżerała mu skórę.
— Ludka nie żyje! — przerwała drętwotę półuśpienia pierwsza zła nowina. — Nie żyje!
Zwinął się w sobie od bólu jak robak i znów zamknął oczy. Lecz raz puszczony w ruch aparat myśli nie próżnował: wysnuwał nowe przędziwa:
— Dlaczego nie zginąłem wraz z nią? Może lepiej było nie rzucać jej do szalupy?
Dopiero teraz uświadomił sobie ból w prawem ramieniu, przywiązanem do czegoś twardego. Spojrzał dookoła. Morze. Bezmiar rozkołysanych wód. Pogoda. Słońce w zenicie. Pustka.
Wykręcił z trudem głowę na prawo w stronę obolałego ramienia i zobaczył fra-