Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/141

Ta strona została przepisana.

żonemi pod głowę rękami patrzył w wykrój okna, poprzez który zieleniała gąszcz świętego gaju. Wyczerpanie, egzotyzm środowiska i krajowców przez pewien czas podziałały na niego oszałamiająco. Przytępiły ostrze wspomnień, zagłuszyły świadomość wielkiej straty. Teraz przyszła reakcja. Rozwarła się czarna, zionąca bólem pustka. W zawrotnych jej kręgach zamierzchła na zawsze wizja ukochanej. Bezpowrotnie, nieodwołalnie. Zgasł po raz drugi miraż upojenia, zapadł się na wieki z trudem wzniesiony złoty dom szczęścia, Ludwiko! Ludwiko!
— My old fellow! — obudził go do rzeczywistości głos kapitana. — Należy zastanowić się nad sytuacją.
— Nie mogę.
— Więc pozwól przynajmniej, że cię w tem wyręczę.
— Słucham.
— Otóż przedewszystkiem stwierdzam, że jesteśmy na wyspie duchów.
Gniewosz podniósł leniwo głowę.
— Wyspa nazywa się Itongo, a słowo to w jednem z narzeczy Oceanji oznacza ducha. Czyli: wyspa — duch.
— Co dalej?
— Według moich przypuszczeń wyspa ta