zna wyspy Itongo, zabłąkanego skrawka lądu na pustyni Pacyfiku — nie zna go, chociaż czuł się dotąd na tych wodach jak u siebie w domu przy Hollowstreet pod Nr. 4. Czy nie dziwne?
Może dziwne, ale nie doniosłe.
Kapitan wypuścił z lulki spiralę dymu.
— W jaki sposób do stu kartaczy zdołała się dotychczas przedemną ukryć?
— Kto taki?
— Ależ wyspa, panie, wyspa Itongo. A to już najdziwniejsze, że nigdy o niej nie słyszałem. Znam na wylot całą Melanezję, zawijałem niezliczone razy do wszystkich portów i przystani Mikronezji, lata całe włóczyłem się po archipelagu wschodniej Oceanji — kaleczyłem sobie nielitościwie język na narzeczach Papuasów, zalecałem się z powodzeniem do pięknych Maorytek z Nowej Zelandji i rozkosznych dziewcząt z Tahiti, piłem po knajpach z ludożercami Malajami i kumałem się za pan brat z Kanakami archipelagu Marquesas i wysp Hawajskich — a przecież nigdzie żaden z tych gentlemenów i Jadies nie napomknął mi ni słowem o wyspie Itongo.
— Prawdopodobnie wyspa nie leży na szlaku żeglarskim.
Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/143
Ta strona została przepisana.