Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/147

Ta strona została przepisana.

Kończono gorączkowo przygotowania do obrzędu. Młodzieńcy wbijali w ziemię ramiona huśtawek, dziewczęta stroiły głowy w wieńce z mirtu, przeplatane kwiatem mimozy, szkarłatem loranthu i hibiskiem. Pod opiekuńczem skrzydłem świętego gaju, na trybunie wzniesionej z tarcic eukaliptu gromadziła się starszyzna i kapłani.
Zabrzmiał wielki, drewniany bęben, „garramuta“. Suchy, tępy dźwięk w jednej chwili zebrał jakby w garść ludzkie głosy, ścisnął, związał i zdławił. Wśród ciszy przedwieczornej godziny drgał samotny monotonną pobudką.
A potem jak westchnienie ulgi załkała przeciągle bambusowa kaura[1].

Dziewczęta utworzyły podwójny szpaler. Pięć najdorodniejszych wystąpiło z szeregu i stanęło w środku czworoboku, gdzie wznosiła się umajona spławami palm i bukietami czerwonych kwiatów waratah huśtawka. — Przodownica obrzędu, wysmukła, pełna egzotycznej dystynkcji dziewoja podniosła ramiona ku zachodzącemu słońcu i wpatrzona w jego tarczę powoli opuszczała je ku poziomowi.

  1. Piszczałka.