Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/182

Ta strona została przepisana.

wolę króla jako wyrok losu i nie staraj się z pod niego uchylić. Tak radzi ci życzliwy, stary człowiek, którego dni też już policzone. Bądź mądrym, Itonguarze, mądrym i dobrym dla czerwonych braci, z którymi los sprzągł cię w tak dziwny sposób. Oto wszystko, co ci chciałem powiedzieć. A teraz odejdź w pokoju z druhem twoim, Atahualpą, aby poddać się próbie siły, którą jestem pewny, przebędziesz zwycięsko i ku naszemu zadowoleniu. Błogosławię ci na drogę.
Położył ręce na głowie Gniewosza i z wzniesionemi ku niebu oczyma chwilę modlił się cicho. Potem odjął dłonie i lekko ucałował go w czoło.
Tymczasem stypa miała się ku końcowi. Szeregi tancerzy i tancerek ściągały się z cmentarnego pola i ustawiały w orszak powrotny. Przy kurhanie Atalangi rozpalono wielkie ognisko, aby duch zmarłego, wyszedłszy z grobu nocną porą nie drżał z zimna. Z obu stron mogiły postawiono straż honorową, która miała pilnować jej do rana. Marańkagua w towarzystwie kilku kapłanów powycinał na drzewach dokoła kurhanu znaki, które miały na celu wprowadzić w błąd ducha króla i zmylić mu kierunek drogi, gdyby zapragnął powrócić do