Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/198

Ta strona została przepisana.

nito ludzkiej, nito zwierzęcej. Na strzelistych araukarjach huśtały się żółto-zielone papugi, kakapo i „keo“ lub podskakiwał z gałęzi na gałąź bezskrzydły ptak „kiwi. Po ziemi pełzały w fantastycznych skrętach kennedje i fiołkowe swanosy, z olbrzymich eukaliptusów zwieszał się szkarłatny loranthus.
Ze szczelin zabłąkanych tu wędrownych skał i głazów wystrzelał na wysokiej łodydze wielki jak ludzka głowa, czerwony waratah, dookoła pni rzewni, sagowców i pochutnika owijał się morderczy matopalo i dusił je powoli w pasożytniczych uściskach. Przecedzone przez dzikie oplącza lijanów, paproci, surmij, drążni i ramienic słońce wpadało w zaułki puszczy poświetlą zmorowatą, zielonkawą, rozświecało na chwilę zakazane komysze i mateczniki, przedpotopowe zasieki i zastrzały i przerażone tem, co ujrzało, cofało się z powrotem. Tu z tej zielonej matni nigdy nie przemierzonej ludzką stopą unosił się wieczyście czad rozkładających się zwłok roślinnych i zwierzęcych. Z czarnej, lub brudno-czerwonej wody zakisłej kożuchami prawieków wywiązywały się opary ostre i zjadliwe i odpływały trującemi falami ku brzegom puszczy...