Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/219

Ta strona została przepisana.

M<5j biały brat mówi prawdę. I mnie się widzi, że język Mahany jest rozdwojony jak u węża, a słowa jego podobne przykrywkom z liści i gałęzi na wilcze doły.
Spojrzał królowi w oczy.
— Rozmawiałem z kilku wojownikami, którzy wrócili z gór.
— No, i czego się od nich dowiedział brat mój? — zachęcił Czandaura do dalszych zwierzeń.
— Uszy Mahany były długo otwarte na słowa czarownika.
— Domyślałem się tego — wtrącił Peterson.
— A jednak przed obliczem twojem, Czandauro, słowa Mahany skąpe były i rzadkie jak uśmiech słońca w dżdżyste dnie jesieni.
— I ja to spostrzegłem.
— Gdy Huanako kazał sobie oddać zebraną tongę, okazało się, że jest jej o wiele mniej, niż się spodziewał. Zasiek w spichrzu przeznaczony na święte ziele wypełnił się zaledwie do połowy.
— Do stu zapowietrzonych taberanów! — wrzasnął Atahualpa i grzmotnął w stół, aż podskoczyły na nim szklanki. — Założę się, że połowę skradł ten łajdak, Marankagua. Podzielili się złodzieje. Temu staremu