Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/23

Ta strona została przepisana.

— Trzeba to zapić winem.
Podał jej pękatą, skórą obszytą manierkę z kubkiem wkręconym na szyjce.
— Tokaj? — zapytała, nalewając ostrożnie.
— Tak.
— Wyborny! Odrazu czuje się dobrą, starą markę.
— I dlatego wypiła pani tylko do połowy?
— Połowę zostawiłam dla pana. Może się pan mnie brzydzi?
Popatrzyła mu filuternie w oczy.
Wychylił duszkiem resztę.
— Będę znał myśli pani — przekomarzał się, patrząc w jej urodziwą twarz. — Tak przynajmniej mówią, gdy się pije z jednego kieliszka.
Oddała mu spojrzenie.
— A bardzo pan ich ciekaw?
Chciał coś odpowiedzieć, gdy wstrzymała go gestem ręki.
— Pst! Czy nic pan nie słyszał tam, w sieni?
Powstał niechętnie i zaczął nadsłuchiwać.
— Zdawało się pani — uspokoił ją po kilku sekundach. — To wiatr wałęsa się dookoła domu.