Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/240

Ta strona została przepisana.

ła i minuta, a z tej samej strony nadpłynęła wrzawa bojowych okrzyków i szczęk broni. Jednocześnie rozbłysła różowym brzaskiem łuna świateł. Atahualpa rozpoczął akcję dywersyjną.
Czandaura skinął na swoich. Skrzesali ognia i zapalili stos. Potężny płomień buchnął w niebo i zaczął podlizywać czerwonemi jęzorami bramę i wieże strażnicze. Dziki ryk Czarnych i ulewa strzał były odpowiedzią. Król wyrwał z za pasa tomahawk i z krzykiem „Naprzód w imię Manu“! runął na wierzeję. Powtórzyły okrzyk setki wojowników i jednym skokiem znalazły się obok niego pod szańcami. Huk siekier skrzyżował się ze świszczącym akompanjamentem strzał i zgrzytem żelaza. Czarni bronili się zaciekle. Napadnięci z trzech stron równocześnie nie stracili przytomności i stanęli na wysokości zadania. Najzaciętszy bój rozgorzał przy bramie głównej zaatakowanej przez Czandaurę. Nieprzyjaciel wkrótce zorjentował się, że akcją kieruje tu sam król i dlatego tutaj skupił największy odpór. Była chwila, kiedy zdawało się, że Jaśni prażeni z góry gradem pocisków i parzeni niemiłosiernie wylewanym z wiader wrzątkiem ustąpią przed furją obrońców. Sytuację ocalił Czandaura. Chmurny, z rozwianym wło-