Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/247

Ta strona została przepisana.

kryty stożek wystrzelał na wysokość 4500 m. ponad poziom morza. Wzniesiony w samym środku pasma, bez regli, bez kosodrzewiny, bez mchów olbrzym nagi i posępny spoglądał z góry na sąsiadów sięgających mu zaledwie do pasa, ścieżka do ust krateru trudna i niebezpieczna zaczynała się na zboczach najbliższej mu turni, okrążała ją trzykrotną spiralą, szła wąskim, skalnym gankiem zawieszonym nad przepaścią na wysokości 2000 m. i przerzuciwszy się na trzon wulkanu, zmierzała w szerokich skrętach ku jego paszczy.
W godzinach południowych pochód zatrzymał się u stóp góry.
Czandaura z Pomarem, Izaną, Ksingu i Atahualpą wdarli się na drożynę ledwo widzialną z poziomu roztoki i po trzech godzinach wysiłków stanęli nad czarną jak noc gardzielą wulkanu. Dokoła unosił się ostry zaduch z siarki, smoły i dymu. Czandaura pochylił się nad czeluścią krateru i zatoczył się jak pijany. Trujący oddech Rotowery palił i dławił. Izana wydobył z tajstry myśliwskiej dwie złote monety i podał królowi. Czandaura położył je sobie na dłoni i podziwiał subtelność wizerunku głowy wybitego na rewersie. Był to owal ja-