Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/251

Ta strona została przepisana.

Właśnie Itobi rozczesywała przyjaciółce jej długie, czarne włosy, gdy kotara wigwamu podniosła się i weszli dostojni goście. Rumi szybko zasłoniła twarz woalem. Huanaiko uśmiechnął się pobłażliwie.
— Odsłoń twarz, Rumi. Do króla i arcykapłana możesz przemawiać z odkrytem obliczem.
Usłuchała i odsłoniła twarz. Oczy jej smutne i łagodne jak u sarny spoczęły na Czandaurze.
— Brak ci czego, Rumi? Nie czujesz się zmęczoną? — zapytał król.
— Odpoczęłam do syta i nabrałam sił nowych w słońcu chwały waszego zwycięstwa. Może zechcecie pokrzepić się masą z roztartych orzechów ratta i kokosu zaprawioną mlekiem i przesączoną przez trzcinę cukrową?
— Któżby odmówił, gdy zapraszają tak piękne usta, a dzień tak skwarny? — odpowiedział dwornie w imieniu towarzyszy Atahualpa i wyciągnął kubek ku Itobi.
— Nalej mi, a szczerze, cudna dziewczyno!
Itobi spłonęła jak kwiat waratahu i z malowanego w liście palmowe dzbana wsączyła mu do czarki płyn gęsty, wonny i słodki.
Tymczasem król i Huanako zabawiali się