Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/252

Ta strona została przepisana.

rozmową z kapłanką. Rumi była w tej okolicy po raz pierwszy i okazała chęć zwiedzenia Pola Duchów.
Stanowiło ono część środkową terytorjum, zajmowanego przed wiekami przez jakiś nieznany bliżej szczep, który praojcowie Itonganów wytrzebili do nogi. Przestrzeni zamieszkiwanych przez nieszczęśliwy klan nie śmieli zająć zwycięzcy z obawy przed duchami wytępionych, które uporczywie krążyły po okolicy, tułając się pomiędzy szczątkami zamarłej przeszłości. Jedynym śladem, który po nich pozostał, były resztki jakichś budowli i czterdzieści przeszło wykutych z bazaltu menhirów, rozmieszczonych na wzgórzu. To wzgórze zwane Polem Duchów poszli obejrzeć Rumi, Itobi i ich goście.
Przestrzeń zaludniona posągami wstępowała łagodnie ku górze kształtem rozległej kopuły porosłej niską, jasnozieloną trawą. Na tle tego naturalnego kobierca dziwnie rysowały się potężne kamienne profile i twarze zewsząd spoglądające na obcych natrętów. Biła od tych czół wąskich z parą upartych, tępo w dal wlepionych oczu, od warg wydatnych, silnie ku przodowi wysuniętych, od owali pociągłych, z anormalnie długiemi i lekko zadartemi nosami