Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/253

Ta strona została przepisana.

o szerokich nozdrzach, potężna, nieubłagana statyka wieków.
Nawet zwykle jowjalny Peterson chodził między tymi olbrzymami skupiony, poważmy i małomówny. Raz tylko u stóp jednego z menhirów czterokrotnie przewyższającego go wysokością zauważył po angielsku:
— Wiesz John, te potwory z kamienia zapatrzone w przestrzeń sprawiają wrażenie niesamowite. Nie miałbym wielkiej ochoty znaleźć się tu sam w ich towarzystwie przy blasku księżyca.
— Ani ja — przyznał mu rację Gniewosz. — Niektóre z nich mają swoisty wyraz. Możnaby go określić jako kamienną konieczność. Te twarze, które wychylają się ku nam z perspektywy miljonów lat, mają w swem spojrzeniu ich lapidarną powagę. Lecz co powiedziałbyś Will, gdybym zaryzykował twierdzenie, że to spojrzenie menhirów urobiły w nich wieki?
— Urobiły, t. zn. że dawniej spoglądały inaczej — czy to chciałeś powiedzieć?
— Tak, to właśnie.
— To dla mnie trochę za fantastyczne, John, Posągi zmieniające swój wyraz w pochodzie wieków...
— A jednak — kto wie, czy to nie możliwe.