— Mój Mądry, mój Mocny, mój Król! — szeptała w upojeniu.
Mijały chwile, upływały godziny i odchodziły w dal niepowrotnie. Zeszedł księżyc, zajrzał do świątyni, obrzucił kochanków łapską blasków, skrył się za murem, zaglądnął znów do wnętrza przez drugie okno, uśmiechnął się i przepadł za filarem.
Rumi usnęła Czandaurze na rękach. Dotknął wargami raz jeszcze ust jej rozchylonych jak płatki loranthu i lekko złożył ją na posłaniu. Zakrył sobie twarz połą poncha i cicho wymknął się z chramu na ścieżkę po tamtej stronie.
Była północ i księżyc wędrował wysoko po niebie. Król zwolnił kroku i szedł, przeżywając powtórnie chwile upojenia. Miłość Rumi szumiała w nim jak wino. Słyszał szept jej, nieśmiało domagający się pieszczot, czuł wstydliwe dotknięcia jej palców. Umiała kochać ta półdzika senjorita! Mantillę koronkową zarzucić jej na głowę, złoty grzebień i różę wpiąć we włosy i wachlarz dać do ręki — niech króluje najpiękniejsza z kreolek przy dźwiękach gitar i mandolin w tanecznych skrętach habanery. Pampera[1] stepowa!
- ↑ Kobieta stepu.