Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/270

Ta strona została przepisana.
PRAWA DAWNOŚCI.

Dziesięć lat upłynęło od chwili, gdy ocean wyrzucił na brzeg wyspy Itongo, dwóch białych ludzi, a dziewięć z górą od czasu, gdy jeden z nich Czandaura przezwany, zagarnął w swe ręce królewską władzę. Wiele się w ciągu tych lat na wyspie zmieniło i kołowrót zdarzeń, który dotychczas obracał się z chyżością sennego ślimaka, wirował teraz w tempie letnich błyskawic. Skończyła się bezpowrotnie wielowiekowa drzemka czasu i wtargnął zwycięsko ruch. Zestukrotniła się wartość i treść każdej godziny.
Przepadły chwile brzemienne zadumą ciszy — ustoiny rejestrujące leniwo przeszłość, a przyszły chwile nowe, wypełnione czynem, chwile — iskry, przetwarzające zajadle oblicze ziemi. Wszystko szło naprzód z zawrotną szybkością spadającego meteoru.
Naco ta szybkość? Co komu z tego pośpiechu? Jaki ich cel? Jaka przyczyna?