Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/274

Ta strona została przepisana.

z rokiem każdym słabnąć i zanikać. A tego właśnie najgoręcej pragnę. Nie chcę być więcej „sługą duchów“ ani nawet ich „kochankiem“. Zamiast pośredniczyć między niemi a żyjącymi, rządzę coraz samodzielniej ludźmi. Z roli biernego medjum przeszedłem powoli do roli władcy. Po dziesięciu latach mego pobytu na Itongo doszedłem w walce z zaświatem do rezultatów tak pomyślnych, że zdaje mi się, że widzę już w niedalekiej przyszłości dzień mego pełnego zwycięstwa i wyzwolin. Sam przyznasz, że przeprowadziłem na tej archaicznej, przesiąkłej dawnością wyspie wprost rewolucyjne zmiany. Zmodernizowałem niemal zupełnie tryb życia Itonganów, wydrożyłem ich z drzemki wieków, zelektryzowałem prądem nowoczesnej cywilizacji, zaprzągłem do nowożytnych warsztatów pracy. Lecz to mi nie wystarcza. Z czasem zabiorę się do ich wierzeń i religji. Nagnę palec pod ich serca.
Dopiero gdyby mi się kiedyś przy czemś powinęła noga i nastał okres pierwszych porażek, chwyciłbym się ostatecznego środka, który mi tak zalecasz. Na ucieczkę będzie zawsze czasu dosyć. Rozumiem doskonale, mój drogi Will, że racje, które mnie tu więżą, dla ciebie są niczem.