Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/275

Ta strona została przepisana.

Dlatego mimo wszystko, mimo twej nieocenionej przyjaźni nie śmiem cię przy sobie zatrzymywać dłużej i jeżeli taka twoja wola, wykończ jak najprędzej swoją „Markizę“, zaopatrz ja w potrzebny sprzęt i środki żywności i wracaj szczęśliwie do Europy z twoją Itobi. Kto wie, może ja i Rumi pójdziemy wkrótce za waszym przykładem i spotkamy się gdzieś w jednym z portów południowej Anglji. Narazie moje miejsce tutaj, aż do dnia zupełnego tryumfu lub... zupełnej klęski.
Peterson westchnął.
— Jesteś uparty jak kozioł, John. Cóż mam robić? Rad nie rad muszę czekać na to rozstrzygnięcie. Pozostaję.
Gniewosz podziękował mocnym uściskiem ręki. Więcej tej sprawy nie poruszali, lecz od owej rozmowy Peterson gorliwiej niż dotychczas zaglądał do zatoki Szarych Zwisów na zachodnim krańcu wyspy, u podnóża bazaltowych stoków cordillery, gdzie w malutkiej przystani kończył budowę „Markizy“, obrotnego jak fryga, dwumasztowego szkuńca.
O istnieniu statku prócz inżyniera nikt nie wiedział. Zatoka wybrana przez kapitana była mało dostępną tak ze strony lądu, jak morza, a ponadto rzadko odwiedzana przez