Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/281

Ta strona została przepisana.

ich zabobonom. Albo one będą rządzić, albo ja.
— Innemi słowy, albo położysz ich wszystkich na łopatki, albo sarn kark skręcisz przy tej sposobności.
— Ha, cóż robić — westchnął Gniewosz. — Niema innego wyjścia. Va banąue! Narazie wezwij radę 10-ciu i lud na zgromadzenie dziś po południu na godzinę piątą. Nad Izana i jego rodziną roztocz tymczasem troskliwą opiekę. Najlepiej zrobisz, stawiając dookoła jego tolda straż. Sam pójdę do niego natychmiast, by uspokoić jego najbliższych. W całej tej sprawie wietrzę matactwa tego łotra, Mahany, który podobno ukrywa się w górach i podjudza ludzi przeciw nam obu. Ten oszust Wangarua zdaje się być jego emisarjuszem. Stąd jego niechęć do wiernego nam Izany. A zatem do widzenia, Will, o piątej na zgromadzeniu! Dobrzeby było, gdybyś skupił w odwodzie na wszelki wypadek oddziały wojowników, na których możemy liczyć. Weź sobie do pomocy Ksingu. To dobry i przywiązany do nas chłopak.
— To się wie. Do widzenia, John.
Po odejściu Petersona, Gniewosz przywdział swój paradny strój królewski i w asyście przybocznej straży udał się do