Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/287

Ta strona została przepisana.

przez Manu i przyrodę zdolności, a nie obzierać się wiecznie i na każdym kroku na świat po tamtej stronie. Nie wszystko dzieje się w życiu za sprawą duchów i człowiek poto właśnie żyje na ziemi, by własną wolą i chceniem przekształcać ją, przerabiać i przygotowywać pod budowę przyszłości. W tem ci właśnie tkwi wielki sens życia. Tymczasem wy, mężowie plemienia Itongo, siedzicie wciąż po szyję zanurzeni w pleśniejących już stawiszczach dawności. Ja, zesłany wam przez Opatrzność itonguar i król, muszę was wyzwolić z tych zatęchłych mateczników i poprowadzić w dal słonecznemi szlakami wolności. Na tem dziś kończę.
Nastało długie, przeciągłe milczenie. Słowa króla tym razem nie znalazły widocznie aprobaty u większości zgromadzonych, bo nikt nie ośmielił się poprzeć ich swem zdaniem. Lecz nikt też nie miał w pierwszej chwili odwagi na wyrażenie sprzeciwu. Sytyuacja stawała się z minuty na minutę bardziej kłopotliwą, bo Czandaura, patrząc dokoła wyzywająco czekał, a żaden ze zwykłych mówców nie kwapił się z odpowiedzią. Wreszcie po nieznośnie długiej pauzie wysunął się z grona kapłanów czarownik Aumakna, człeczyna chuderlawy i nic nie