ła pustka. Wnętrze duchowe Rumi wypełniał natomiast po brzegi Czandaura.
Inaczej patrzyła nań stara jej piastunka. Król był dla niej uosobieniem demona, pięknego, lecz złego, który wtargnął do świątyni i oczarował potęgą swej urody kapłankę. Wielka, prawie macierzyńska miłość ku
księżniczce i zabobonny strach przed jej uwodzicielem, uczyniły z niej mimowolną powiernicę tego grzesznego związku. Tajemnicy kochanków nie byłaby wydała przed nikim, choćby rozciągnięta na torturach. Cicha, pokorna, z uśmiechem zastraszonej rezygnacji na ustach usuwała się dyskretnie w najodleglejsze zakątki chramu, ilekroć on zbliżał się zaborczym krokiem do
Rumi i brał ją w swe królewskie ramiona. Milcząca, małomówna a czujna, ostrzegła ich nieraz przed grożącem niebezpieczeństwem i zręcznie umiała odwrócić od nich uwagę podejrzliwych.
Czandaura cenił wysoko jej pomoc i oddanie, lecz jej nie lubił. Wyczuwał instynktem jej antypatję ku sobie i widział w niej wcielenie wszystkich wrogich mu tradycyj i przesądów tej wyspy.
To też, gdy po powrocie z burzliwego zgromadzenia udał się do świątyni Pele na umówioną schadzkę z kapłanką i zamiast
Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/291
Ta strona została przepisana.