Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/294

Ta strona została przepisana.

zaczął pożerać jej wnętrzności. Nie pomogła czuła opieka i troskliwość Itobi i jej męża; marniała i nikła z dnia na dzień. Choroba przeciągnęła się na miesiące, chociaż w innych warunkach chora byłaby wyzionęła ducha znacznie prędzej. Bo u Itonganów nie otaczano chorych żadną opieką. Przeciwnie. Unikano ich. Nieszczęście i choroba dyskwalifikowały. Chorzy uchodzili zawsze za rodzaj tabu, za osobników uświęconych, ale niebezpiecznych, bo opętanych przez złe moce lub ukaranych za swe grzechy. Stąd płynął strach przed umierającymi, na których zaciążył gniew potęg nieznanych. Zdarzały się często wypadki, że odmawiano im pożywienia i pozostawiano samych na pastwę śmierci.
Czandaura i Rumi zastali Rangitatau w agonji; nie poznawała już nikogo. Przy łożu stał bezradny Atahualpa i patrzył ze współczuciem na matkę i córkę. Itobi nie wypuszczała z rąk dłoni konającej. Głuchy szloch wstrząsał od czasu do czasu jej piersią. Wtem Rangitatau podniosła się wpół ciała, wyciągnęła ręce przed siebie i sztywniejąc, opadła na poduszki, Atahualpa zamknął jej rozwarte szeroko oczy. Itobi z głośnym płaczem rzuciła się na zwłoki.