Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/295

Ta strona została przepisana.

W parę miesięcy po śmierci Rangitatau, w jasna, księżycową noc, obudziło Atahualpę ze snu ciche łkanie Itobi. Przytulona do jego ramienia płakała rzewnie jak dziecko.
— Co ci to, Itobi? Czy ci się przyśniła nieboszczka matka?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
— Czy jesteś chora?
Podniosła ku niemu twarz zalaną łzami.
— Miałam zły sen, Atahualpo, bardzo zły sen. Śniło mi się, że nad brzegiem morza wśród skał siedziała w skwarze południa moja przyjaciółka Rumi. Nagle, z jednej z pieczar nadbrzeżnych wyszedł piękny młodzieniec i posiadł kapłankę. I stało się, > że z nasienia mężczyzny poczęło się w jej łonie dziecię, które teraz dźwiga pod sercem i którego narodziny okryją hańbą chram i jego strażniczkę. Bo nie godzi się stróżce ognia wieczystego łączyć się z mężem i płodzić dzieci. Dlatego we śnie, zjawiła im się bogini Pele i kazała wypruć płód hańbiący z brzucha Rumi. Oto dlaczego płaczę, Atahualpo. Serce mi krwawi na myśl, że muszę spełnić rozkaz okrutnej bogini.
Peterson zaśmiał się beztroskliwie.
— Ależ to brednie wierutne, Itobi! Któżby troszczył się o sen?