Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/302

Ta strona została przepisana.

Przygarnął ją ku sobie.
— Błogosławioną bądź, Rumi, żono najdroższa!
Rozchylił jej śnieżnobiałą suknię, przywarł ustami do lekko już wzniesionego łona i całował je w uniesieniu...
Lecz gdy po powrocie do domu tego wieczora pozostał sam w pośrodku czterech ścian tolda, zamyślił się głęboko. Zapowiedź przyszłych narodzin komplikowała sytuację. Przyjście na świat dziecka pociągało za sobą odkrycie ich słodkiej, lecz w oczach krajowców zbrodniczej tajemnicy. Wedle praw krajowych kapłankę za świętokradztwo i porubstwo czekała okropna śmierć: zakopanie żywcem w ziemi. Czandaura czuł, że nie potrafiłby jej w tym wypadku ocalić; większość Itonganów odwróciłaby się od niego ze wstrętem i zgrozą jako świętokradcy. Pozostawał tylko jeden środek: zataić narodziny i ukryć dziecko. Liczył na pomoc Petersona i Wajmuti.
Ta decyzja uspokoiła go. Przestał krążyć po izbie i usiadłszy na łóżku, oddał się rozmyślaniom o przyszłości. Wieczór był cichy, pogodny i przez otwarte okno wsączał się do wnętrza zapach drzew cynamonowych, cytryn i akacyj.
Drzwi izby odchyliły się powoli i weszła