Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/309

Ta strona została przepisana.

z łóżka i ściskając w ręku kordelas, otworzył okno.
— Kto tam?
— To my, Rumi i Wajmuti. Gonią nas.
Po chwili Czandaura tulił kochankę do piersi. Chwilowe ocalenie jej zawdzięczał tylko Wajmuti, która wyprowadziła kapłankę ze świątyni podziemnem, jej tylko znanem przejściem, zanim gromada dyszących zemstą Itonganów zdołała wyważyć podwoje chramu i wedrzeć się do wnętrza. Lecz przytułek króla nie był pewny na dłuższą metę.
Wiedział o tem Czandaura i bezzwłocznie postanowił porozumieć się z Atahualpą. Na> leżało działać szybko i stanowczo. Zamknął obie kobiety w drugiej, mniejszej izbie od strony ogrodu, zaryglował wszystkie drzwi i pod osłoną przesilającej się nocy wśliznął się do zagrody przyjaciela. Zastał Petersona przy szklance grogu jego własnego wyrobu. Kapitan miał też noc fatalną. Dręczyła go spotęgowana od śmierci Itobi nostalgja i nie dawała mu zasnąć. Topił smutek w kieliszku.
Gniewosz w kilku słowach przedstawił powagę sytuacji. Peterson zaklął z cicha.
— Źle jest do stu furgonów djabłów, bardzo źle! Ta młoda czarownica umiała wziąć