szału przesłoniła im oczy i odgrodziła purpurową kotarą od złych dziwów domu. Udzielali się sobie w słodkiem zapamiętaniu, głusi i ślepi na wszystko, co się wokoło nich działo. Nasycali wzajemnie pragnienia ciał swych młodych i zdrowych, obojętni na otoczenie, na miejsce swych godów, na świat cały. Mężczyzna i kobieta! On i ona!
W naiwnej, dziecięcej niewiedzy spełniali wolę ciemnych przeznaczeń, które sprowadziły ich oboje do tej dziwnej izby na godzinę miłosnego aktu. W ekstazie upojenia nie widzieli widmowych twarzy, które nachylały się nad nimi z enigmatycznym uśmiechem masek i śledziły miłosną ich sprawę, nie słyszeli wkoło siebie tajemniczych głosów i szeptów. Spleceni w małżeńskim uścisku nie wiedzieli, że ziszczają tęsknoty „z tamtego brzegu“, że dzieło ich rozdrganych dreszczem rozkoszy ciał jest czemś, na co tu czekano od lat, może od wieków...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Tak poczęło się dziecię, nad którem od kolebki zaciążyły moce zaświatów.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |