Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/310

Ta strona została przepisana.

się do rzeczy i zrewoltowała nam ludzi w ciągu kilku godzin. Jeśli nie zawahali się nawet napaść na świątynię, muszą, być okropnie podnieceni i rozzuchwaleni. Zaraz wysondujemy rzecz do dna.
Gwizdnął przeciągle. Mata trzcinowa przy wejściu podniosła się i wszedł Ksingu.
— Dzień dobry, przyjacielu! Każ otrąbić poranną pobudkę. Za kwadrans ruszamy. Wezwij do boku królewskiego Czantopiru i straż.
Na twarzy miedzianego wodza odmalowało się silne zakłopotanie. Pochylił parę razy głowę na znak, że zrozumiał, lecz nie ruszał od progu. Czandaura położył mu rękę na ramieniu.
— Wydajesz się zmieszany Ksingu. Powiedz, co ci leży na sercu.
Wojownik załamał ręce, aż trzasnęły kości w stawach i wykrztusił zdławionym głosem:
— Przed chwilą Ksingu obchodził z latarnią koszary. Źle się dzieje wśród żołnierzy. Połowa gdzieś zbiegła, a ci, co zostali, zbijają się w gromady i radzą. Bunt w obozie! Musisz królu sam zadać kłam wieściom, które ktoś rozpuszcza między ludźmi.
— Ksingu ma słuszność — zaaprobował radę wodza Peterson. — John, trzeba im się