Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/311

Ta strona została przepisana.

pokazać i przemówić. Może uda nam się jeszcze zatamować ruch w zarodku.
Wyszli z tolda i z płonącemi pochodniami wbiegli w sam środek koszar. Czandaura spokojny i opanowany wstąpił na wzniesienie pośrodku obozu. Głos jego doniosły, hartowny jak spiż zaczął znów naginać dusze żołnierzy w krygi posłuchu:
— Wojownicy plemienia Itongo, wodzowie i żołnierze! Nie wstyd wam za lada podszeptem głupiej, mściwej kobiety zapominać o obowiązkach względem waszego króla i wzniecać zarzewie rokoszu? Towarzysze broni i wspólnych bojów, które chwałą okryły imię Itongów Jasnych i uczyniły z was panów całej wyspy, przyzywam was do swego boku w godzinę buntu i zdrady. Niechaj uszy wasze nie dają przystępu do siebie kłamliwym i oszczerczym pogłoskom. Pomnijcie na nasze wspólne trudy i zwycięskie marsze, żołnierze!
Przeciągły okrzyk entuzjazmu był mu odpowiedzią:
— Czandaura król i jego wódz, Atahualpa, niech żyją!
Sytuacja chwilowo była ocalona. Pięćset dzielnych, utwiedzonych we wierności ludzi stanęło przy królu. Wzmocnił ich znacznie na siłach zastęp 300 wojowników przybocz-