Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/322

Ta strona została przepisana.

życia ujęty w formie zwięzłej, boleśnie plastycznej rewji.
W konturach ostrych, mocno zarysowanych przesunęła się wizja samotnego domu na roztajach dróg, kuźnia, postać „ojca“, oschła sylwetka doktora Będzińskiego, słodkie profile Krystyny, Ludwiki... Zapatrzone w przeszłość spojrzenie przemierzyło lotem myśli przebytą przestrzeń i zatrzymało się znów na tej, której biedne serce trzepotało się jak ptak śmiertelnie raniony na jego piersi. Po raz ostatni spotkały się ich oczy; jego — zamyślone i pogodzone ze śmiercią, jej — zwątpiałe i brzemienne pytaniem:
— Więc przecież oni silniejsi od ciebie, ukochany?
Zrozumiał spojrzenie i odpowiedział:
— Nie, Rumi. To my jesteśmy silniejsi, my wychodzimy zwycięsko. Oboje rzuciliśmy wyzwanie losowi i oboje przez śmierć wyzwalamy się z jego nienawistnych pęt. Miłość nasza jest mocniejsza niż zgon, mocniejsza niż złe siły, które władają tą wyspą. Umieramy razem i razem przejdziemy w dziedziny zaświatów. Nic już nas nie rozdzieli.
Uśmiechnęła się błogo i nagle uspokojona złożyła cicho głowę na jego ramieniu. —