Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/323

Ta strona została przepisana.

Objął ją mocno wpół i przytulił do siebie. I tak już przetrwali do końca.
A koniec zbliżał się nieubłaganie. Ustały podziemne wstrząsy, grunt przestał falować i zelżały erupcje. Tylko wielka, ponura zorza wulkanu rozświetliła niebo, ziemię i morze. Przy tem upiornem oświetleniu ujrzeli, jak łańcuch gór wraz ze szczytem Rotowerą powoli obniża się ku poziomowi oceanu; podważona w posadach swych wyspa zapadała się pomału w głębiny wielkich wód. Nastała ogromna, przedśmiertna cisza. Blask zorzy stopniowo przygasał i znów brała górę zielonawa poświetl księżyca.
Gniewosz i Rumi przywarli do siebie ustami. Woda sięgała im już po piersi. Po chwili wir wodny porwał oboje splecionych w uścisku i zepchnął w dół...
Gdy nad ranem wstało słońce w złotej chwale, nie zastało już wyspy Itongo na powierzchni oceanu. Znikła na zawsze w odmętach wodnej pustyni.

Koniec