Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/33

Ta strona została przepisana.
U KOWALA.

W rok potem pani kowalowa Gniewoszowa z Królówki wyszedłszy ranną porą przed dom, by nakarmić kury wałęsające się o głodzie po podwórku, znalazła pod progiem swych drzwi podrzucone niemowlę. Dziecko może trzymiesięczne, ciche jakieś i potulne patrzyło na nią szeroko rozwartemi, ciemnoniebieskiemi oczyma, zdając się dziwować wielce światu i ludziom.
Pani Paulinie żal się go zrobiło okrutnie. Podjęła podrzutka i zaniosła do izby.
— Biedactwo ty moje — przemawiała do zdumionego wciąż gościa. — Pewnieś głodne, co? Czem ja cię tu nakarmię? Cycić nie dam, bo nie mogę. Może z flaszki wydudlisz trochę mleczka?
Przytknęła do różowych usteczek szyjkę od butelki. Dziecko poczuwszy na wargach słodki płyn, piło łapczywie.
— Maleństwo ty moje, a to cię wygłodziła wyrodna matka — oburzała się pani