samem przesłoniło mu podłoże zmysłowe, którego się lękał. Może też pociągnęło go ku niej coś innego, głębszego — jakieś szczególne, tajemnicze powinowactwo...
W każdym razie w parę miesięcy po wywiezieniu córki ogrodnika z Warszawy, dotychczasowy stosunek między Krystyną i Jankiem uległ wyraźnej zmianie. Zbliżyli się ku sobie, spoufalili, polubili. On kładł jej pod stopy dyskretną, wstydliwą adorację, ona otaczała go macierzyńską sympatją i troskliwością. Po pewnym czasie Janek zaczął doznawać uczucia gniewu na myśl, że Krystyna widzi w nim tylko narzędzie, dzięki któremu spodziewa się nawiązać kontakt ze ś. p. mężem.
— Co za szczęśliwy człowiek! — myślał, analizując swój stosunek do pięknej wdowy — Co za rozkosz wzbudzić uczucie u takiej kobiety!
I szczerze zazdrościł zmarłemu. Niemniej umiał zdobyć się na bezinteresowność i nie szczędził wysiłków, by spełnić to, co uważał za jedyne jej pragnienie. W tajemnicy przed nią zdobył nawet fotografję śląskiego i wpatrywał się w nią godzinami, by przepoić się jego „aurą i w ten sposób wciągnąć go w krąg materjalizacyj. Lecz i to zawiodło.
Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/73
Ta strona została przepisana.