portretem męża zawieszonym na ścianie pod oknem.
— Piękny mężczyzna — mówił zamyślony.
— I szczęśliwy — dodał, patrząc jej głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się z goryczą.
— Niech pan nie bluźni. Umarł tak młodo. Miał zaledwie trzydzieści lat. żyliśmy ze sobą tylko cztery miesiące.
Gniewosz przystąpił do niej i ujął łagodnie jej ręce.
— Biedna — powtórzył parę razy cicho. — Choroba?
— Nieszczęśliwy wypadek. Umarł nagle przy budowie.
Puścił jej ręce.
— Dawno?
— Dwadzieścia sześć lat temu.
Znów spojrzał jej w twarz z serdecznem współczuciem.
— Ile pani musiała przecierpieć! Taka młoda, dziecko prawie.
— Tak. Wychodząc zamąż, miałam zaledwie 16 lat.
Uśmiechnęła się smutno.
— A dziś jestem już starą babą.
Gniewosz żachnął się jak pod razem szpicruty.
Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/80
Ta strona została przepisana.