Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/84

Ta strona została przepisana.

odpowiedziała, przezwyciężając uczucie nagłego lęku — lecz kazałam przestawić tam koło pianina. — Ale skąd pan wie o tem, panie Janku?
— Mam wrażenie, że znam to wnętrze od dawna, że byłem tu już kiedyś, że poznaję te sprzęty, meble, wszystko... Jakbym wracał po latach do własnego domu...
To niemożliwe — wyszeptała, ściskając mu kurczowo rękę. — Od dwudziestu sześciu lat nie przestąpił progu tego pokoju żaden mężczyzna. Pan jesteś tu pierwszym.
— Tem dziwniejsze — a jednak prawdziwe. Więc tam, koło pianina. Tak — teraz widzę ją.
Postąpił ku szafce.
— Na półce górnej, po lewej, przy samej ścianie powinien być tom poezyj L. Staffa.
Otworzył i zajrzał do wnętrza.
— Jest! — zawołał radośnie. — Jest!
Wziął do ręki księżycowo-błękitną książeczkę.
— „Gałąź kwitnąca“. — Zna pani te poezje, Krystyno?
— Czy je znam? To był nasz ukochany poeta. Czytywaliśmy go zawsze wspólnie. Po raz ostatni wieczorem w wigilję śmierci męża. Późno w noc, jakby w przeczuciu zbliżającego się rozstania na zawsze, dekla-