Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
więc: nogi-stopy, łydki, uda, te wahadła rozpaczy i żądzy; nożyce zardzewiałe w uścisku krającym, nie do otwarcia, zacięte;
więc: głowa z czołem sklepionem; więc: piersi płaskie i silne; i plecy; i ramię; i barki; więc wszystko!!


I zaraz potem już: uśmiech olśnienia, jak chmurny dzionek, z widnokręgami walczący, nareszcie wyrywający się na wolność blask (lecz jeszcze szary, żalem po brzegach zabarwiony);
a teraz pała: ach, okropnie pała, niebiosa rozżagwia, pustą zagarnia kopulę, wsysa, i zanim stanie w zenicie, jak oko nieubłagane: budzą się rośliny; bladawe pędy prężą się, powstają

— znów zmartwychwstałe! —

dźwigając z najtajniejszej głębi straszną pełnię, w torturze szczęścia pęcznieją ku śmierci, co jest owocem czekanym, zabójczym dla kwiatu, który płateczki rozchyla i kamienieje w głaz:

w spękany strączek;
Och! tak nad siły jest szczęście, tak trudna
konieczna droga od grającej wody,
muskanej lśniącym lotem ważki, pomost
na kraniec samej zagłady; tak blade
i tak jest ciężkie piękno!