Ta strona została uwierzytelniona.
błyskawicami, nocą kryształową,
jak mroczna misa ponad srebrne gwiazdy
wzniesioną, myślą o wielkiej otchłani:
znów dłoń wyciągniesz, zlęknioną i nagą,
tę z zielonego szlamu dłoń samotną
— i zamiast palców, których nic nie wróci
(bo i cóż bywa na ziemi powrotne,
prócz jej jedynej, blado-widziadlanej,
która muzyce kładzie kres, jak posąg,
co z widnokręgiem zlał się, wniebowstąpił?) —
głaszczą cię wielkie i nietoperzowe
włochate skrzydła: podmuchy przestrzeni!
O, przytknij usta i zęby dzwoniące
do filiżanki spękanej, o, zbudź się:
już mocny wywar ścięte parzy wargi.