Strona:Stefan Napierski - Drabina.pdf/16

Ta strona została przepisana.

tłuje czarne morze, na ukos od okien w wąskim wykrawku między zaroślami widać pianę tryskającą o spadziste skały;
ale rano nie pamiętam burzliwego widoku, na balkoniku, wysoko nad rybackiem miasteczkiem czytuję „Odysseję“ — kobiety w niszach domów przerzucają klocki koronek, złe koty kryją się pod żaglowem płótnem i w stosach oślizgłych lin — a kiedy nadejdzie wietrzny dzień, ciemnieje dookolny pierścień wzgórz i gnają na ołowianych falach ostre rude żaglówki;
którejś nocy zjawili się przybysze i słychać było, jak za sąsiednią ścianą krzyczą chrypiącym głosem, jakaś para starszych kochanków, dokuczająca sobie, nieprzejednana, zrozpaczona, myślałem, że ona musi być czarna, pomarszczona, ze śladami urody, — i zawzięta.
To jedno było rzeczywiste.