I zawsze jeszcze wspominasz granatowy ich odcień, ruch głowy, wsparcie na ręku, przywodzące na myśl zatroskanego ptaka),
W British Muscum Ramzes II o kości potylicowej spłaszczonej, jak u Schmellinga,
Patrzał ironicznie, jak w twojej cygarniczce lągł się dym, niby pajęczyna w pustym orzechu.
Nowoczesny dysonans! lwy strzegą kolumny Nelsona,
Gołębie budzą placyk zaśniony przez Foreign Office.
Prowincjo, gdzie ludzie sądzą, iż decydują o losach globu;
O! jeden z placów, współzależny od ascetycznego Kremlu,
W którym z obłąkaną precyzją prostaków i żyłami nabrzmiałemi na skroni
Wykuwają fikcyjną rzeczywistość. Przyszłości, złoty twój zmrok!
(Nie ujrzą go oczy moje, blademi myte wodami).
Przyszłości, która nas, artystów, potępia, a historyków odrzuci na śmietnik odpadków!
Chmury, oświetlone oddołu, płynąc nad miastem, kłamią spokój.
W okularach skąpych i zwięzłych,
W szarem ubraniu w kratkę,
W mundurze reportera,
Z czelnością fotografa.
Wzór snoba - liryka,
Przeżuwasz gumę, jak bydlę!
Zostajesz sam, policzki płoną od wstydu.
W czterech ścianach pokoju hotelowego
Ukrywasz w dłoniach twarz.