Wyłaniająca się zapachów burzą
Z przestrzeni czystych, o, niepokalana;
Obłoki zwolna nad tonią się chmurzą,
Aby wykańczać cię w popiele rana;
Trwasz w kroplach blasku, na falach przestworu,
Struna, dygotem tonąca w źrenicy;
O, smugo rosy, ku cieniom wieczoru
Chyląca sennie dłótko tajemnicy.
Jak sprostać wzrokiem? w elizejskiej ciszy
Usłyszeć płatek, co się ledwo chwieje
W oddechu wiatru, zieleń, co nie dyszy:
Narcyza, który zagładził nadzieję?
Ująć łodygi kształt w palce ślepnące
I niewidomą wargą przywrzeć do niej:
Prostym porównać się na mrocznej łące
Kwiatom, przed okiem gdy nic ich nie broni?
Lustro elegji, zamącone do dna,
Ryso rozpękła przez widzące blaski;
Powierzchnio załamana! Śmierci płodna!
Harmonjo niebios, nieznająca łaski!
Przebudź nas widną sekundą patrzenia,
Zanim Demeter czeluść uśpi chyża,
I trwaj, o, różo! aż do przebudzenia:
Tak więdną bóstwa młode; zmierzch się zbliża.