Ta strona została uwierzytelniona.
Gałęzie, a z dygocących listków
Sączy się sen
Wynijdź naprzeciw mme, o, druhu, i odsłoń oczu
Bezmierny blask
Co czynię, niewiadomo mi,
Dwoiste są myśli moje
— bowiem którym
Świadczę dobro, ranią mnie najgłębiej
Przecie to nie w zwyczaju, by w domu przyjaciół Muz
Głośna brzmiała skarga — nie przystoi to nam
Biada Adonisowi!
Eros — nawałnicy podobien, co w dęby na górze uderza.
Wstrząśnij naszemi sercami —
Ach, dotykając niebiosów dłońmi obiema.
Mógłbym uwierzyć —
— zstąpił z obłoków wdół, płaszcz purpurowy
przewieszony przez barki
W sok scytyjskiego drewna
Wełnę razporaz nurzają,
Barwią w żółtość pigwową,
Farbują złotem pukle
Podobne hiacyntowi, który na wzgórzach zdepcą
Pastuszki — leży na ziemi kwiecie purpurowe