Pokrzywą dotknąć wargi, obrzmiałej goryczą,
Natrzeć glebą, oparzyć jadem... Śpiewie chropowaty,
Zdrętwiała kniei! Martwem drzemaniem ujęta,
Na mchu, w krzów gęstwie, mroku haszczów, zasłuchana
w ruczaj.
Pod stropem cierni w bieli, w wianiu błędnem,
Wpółzawisła nad brzegiem, melodją więziona.
Nadzieja: blaskocieniem kreskowany profil.
Pełganie snów.... Przestwór czubami kolebie.
Zda się, w grocie niebiańskiej legł na czarnej glebie
Więzień, jak każdy z śmiertelnych... Opada
W chłodne czeluście zieleni, gdzie stworom
Śnimy się wreszcie rozbudzonym: — dybią!
W smaganiu krzewów mokrych oblicza: muskają
Napiętą skórę policzków uśpionym —
Ćmy niewidzialnej dotyk, grozy przelot;
N a ociemniałych opaskę ślepoty
Słońce zmroczone nasuwa, trwa widność,
Sen niewinności wraca, rajskie zmierzchy ziemi.
Błogie znużenie powieki z ołowiu
Otula, chusta rdzy. Noc planet. Dobądź
Ze struny czysty ton. Gdy w jęku bledniesz.
W piersi podniosłe. Plejado, wlej spokój horyzontu.